Zdjęcie wykonane (telefonem) prawie dwa lata temu w Pałacu Biskupa Erazma Ciołka, gdzie mieści się jeden z oddziałów Muzeum Narodowego w Krakowie. Przedstawia fragment późnogotyckiego ołtarza św. Jana Jałmużnika, ufundowanego na początku XVI w. przez Mikołaja Lanckorońskiego z Brzezia.
Uroczysty, utrzymany w spokojnych, acz nieco ociężałych formach Poliptyk św. Jana Jałmużnika (…) przez kilka stuleci świecił jak olbrzymi, rozpostarty na ścianie egzotyczny motyl w przyćmionym wnętrzu krakowskiego klasztoru Augustianów przy kościele św. Katarzyny.
Źródło: „Krakowska legenda Jana Jałmużnika” Michała Walickiego, Warszawa, Auriga, 1966
Konkretnie w kaplicy Lanckorońskich, która kiedyś istniała w krużgankach przy kościele św. Katarzyny na Kazimierzu. Św. Jan Jałmużnik był patriarchą aleksandryjskim, żył na przełomie VI i VII w. i znany był z pomagania ubogim. Jego kult rozkwitał na początku głównie w kościele wschodnim, potem również na Węgrzech, gdzie trafiły jego relikwie, dotarł też do Europy Zachodniej w związku z umieszczeniem opowieści o św. Janie w „Złotej legendzie” (trzynastowiecznym zbiorze żywotów świętych). Jednym z pierwszych popularyzatorów tego świętego w Polsce był właśnie Mikołaj Lanckoroński.
Ołtarz, a właściwie nastawa ołtarza, składa się z kilku części, na których nieznany twórca namalował sceny z życia św. Jana Jałmużnika. Zainteresowała mnie szczególnie ta widoczna na powyższym zdjęciu. Widzimy otwarty grób, w którym pochowano trzy osoby, ale jedna z nich nie wydaje się martwa, bo podaje kopertę lub dokument jakiejś zamożnej, sądząc po ubraniu i biżuterii, kobiecie (lub go od niej przyjmuje). Po prawej stronie mamy jeszcze trzy kobiety, a w głębi postać klęczącą przed ołtarzem lub innym grobowcem. Co tu się wydarzyło?
Jeszcze raz zacytuję Michała Walickiego:
Dolna kwatera, Cud u grobu św. Patriarchy, opowiada historię pewnej kobiety, która wstydząc się wyznać Janowi grzechy, których się dopuściła, doręczyła mu je spisane na kartce. Gdy w niedługi czas potem Patriarcha umarł, ogarnęło ją przerażenie. Nie wiedziała, czy zostały jej odpuszczone grzechy, a prócz tego bała się, że kartka mogła się dostać w czyjeś ręce. Trzy dni i trzy noce modliła się w kościele, przed grobowcem świętego, w którym spoczywał on między dwoma biskupami. Jej skrucha stała się przyczyną cudu. Zmarły Patriarcha wrócił na chwilę do życia i oddał jej czystą kartkę, na której widniały tylko te słowa: „Przez Jana sługę mojego zgładzony jest grzech twój.”
Ostatnia więc z owych malowanych tafli skrzydła wnosi najbardziej ludzki akcent do cyklu przedstawień legendy, jest jej najcieplejszym, o współczującym brzmieniu akordem.
Nie wiem, dlaczego w niektórych opisach ową kobietę określa się jako kurtyzanę. Przecież prostytucja to chyba niejedyny wstydliwy grzech, jaki mogła popełnić w swoim dość długim życiu, nie wygląda wszak na osobę bardzo młodą, raczej na stateczną mężatkę (na co wskazują noszone przez nią czepiec (?) i podwika). Może sznur pereł coś symbolizuje? Na przykład szereg aktów nierządnych, które popełniła przed zamążpójściem. Cóż, to wiedzą na pewno tylko malarz i ówcześni wykształceni odbiorcy jego dzieła, którzy w lot chwytali takie aluzje.
Swoją drogą zastanawiam się, jak zinterpretować pochowanie trzech dostojników kościelnych w jednym grobie. Skromność? Oszczędność? We współczesnym kościele katolickim nie do pomyślenia.
Jeśli chcecie zobaczyć, jak wygląda cała nastawa ołtarza, to polecam zdjęcia na stronie Radia Kraków, ilustrujące audycję Magdaleny Łanuszki, z której zaczerpnęłam kilka informacji do tego tekstu.
Warto też zajrzeć do Pałacu Erazma Ciołka, kilkadziesiąt metrów od Wawelu. W ogóle ulica Kanonicza to jedno z nielicznych miejsc w Krakowie, gdzie bezpośrednio wyczuwam aurę średniowieczno-renesansowego miasta. Tam i jeszcze może na Placu Mariackim i na dziedzińcu wawelskim.
Michał Walicki (1904-1966) był historykiem sztuki i profesorem, autorem wielu prac poświęconych malarstwu. Króciutka publikacja o ołtarzu św. Jana Jałmużnika ukazała się w 1966 r. nakładem wydawnictwa Auriga, o którym wcześniej nie słyszałam, może dlatego, że nie mogę o sobie powiedzieć, że interesuję się sztuką. Ot, lubię zwiedzać i jeśli coś mnie szczególnie zainteresuje, szukam informacji na ten konkretny temat. Tak trafiłam na skan „Krakowskiej legendy Jana Jałmużnika” udostępniony przez bibliotekę Uniwersytetu w Heidelbergu. A na jednej z pierwszych stron zobaczyłam następujący cytat:
Znak czasów słusznie minionych, ale czy na zawsze?