Moje rodzinne Starachowice nie są, najoględniej mówiąc, ładnym miastem. Ładnie położonym – owszem, ale nie ładnym. Powstały z połączenia prowincjonalnego miasteczka i osady fabrycznej. Mniej więcej do lat 70. wydobywano tutaj rudę żelaza i działał tzw. wielki piec, który dziś jest jednym z nielicznych zabytków Starachowic. W okresie międzywojennym rozwijano przemysł zbrojeniowy, a po II wojnie światowej produkcję samochodów ciężarowych Star. Transformacja poskutkowała masowym bezrobociem i biedą, dla pokolenia moich rodziców te czasy to prawdziwa trauma, nawet dziś. Generalnie w całej swojej historii osada i miasto żyły z przemysłu i handlu, ale to wszystko (może poza Starem) na małą skalę, nie powstawały tu budynki fabryczne, które można by dzisiaj przerobić np. na lofty, ani tym bardziej podobne do łódzkich pałace fabrykantów.
W ciągu ostatnich kilkunastu lat sporo jednak zrobiono, żeby poprawić nieco estetykę miasta, ale zwłaszcza na terenie dawnego miasteczka Wierzbnik i na Dolnych nadal można pooglądać sobie budynki, które chyba nigdy nie były remontowane (może chodzi o jakieś kwestie prawne?). Mają zniszczone tynki, popękane szyby, jakieś dziwne przybudówki i stare komórki… Z drugiej strony może to i lepiej, że nikt się nimi nie zajął – jeszcze by je przerobiono w tym samym duchu, co dawną pocztę przy ul. Spółdzielczej. Do przepoczwarzenia tego budynku mam bardzo osobisty stosunek, bo przez prawie 9 lat mieszkałam naprzeciwko, i kiedy objawił mi się jako centrum meblowo-chińskie, doznałam estetycznego wstrząsu i to mimo że widziałam już wcześniej w swoim życiu Galerię Krakowską i zamek Przemysła w Poznaniu, więc teoretycznie nic już nie powinno mnie dziwić czy zaskakiwać.
Ostatnio również w tej najstarszej części Starachowic coś się dzieje. M.in. przebudowywane są właśnie okolice dworca autobusowego na Dolnych, co zmusiło mnie (w kwietniu) do obrania nieco innej niż zwykle trasy spaceru znad zalewu, mianowicie ulicą Sportową. Zauważyłam tam budynek niepozorny, ale niepodobny do żadnego innego w okolicy i na oko całkiem stary. Obecność tabliczki z opisem tego miejsca sugerowała, że to zabytek, niestety litery prawie zupełnie wyblakły, można było odczytać tylko pojedyncze słowa, poszukałam więc informacji w internecie:
Najstarszy budynek mieszkalny w mieście. Budowany w latach 1836 – 1842 jako element tzw. Osiedla Hutniczego. Osiedle składało się z 26 takich domów. Inwestycją kierował inż. Jan Łęski. Murowany parterowy budynek składa się z trzech pomieszczeń: izby (tzw. stancji), komory i sionki oraz wtórnie przybudowanego pomieszczenia gospodarczego. Jego powierzchnia mieszkalna wynosi 36,5 m2. Przykryty jest dwuspadowym dachem. W szczycie znajduje się charakterystyczne okienko półkoliste ujęte w szeroką i płaską opaskę.
źródło: starachowicki.eu
Według ustaleń prof. J. Pazdura budynek mieszkalno-robotniczy, budował przedsiębiorca Franciszek Schramm. Domek przy ulicy Sportowej 18 stanowi relikt ówczesnego osiedla robotniczego prezentujący warunki socjalne dawnych starachowickich hutników. Taka informacja widnieje na tabliczce umieszczonej obok budynku przy ul. Sportowej w Starachowicach Zachodnich.
„Dawni starachowiccy hutnicy” dysponowali zatem większym metrażem niż niejeden właściciel współczesnego „apartamentu”. W Krakowie średnia powierzchnia mieszkań budowanych przez deweloperów wynosi nieco ponad 50 m kw. (źródło: money.pl), ale zdarzają się oferty trzy razy mniejszych „mikrokawalerek”. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo i na nie mało kogo będzie stać.
Z cytowanego opisu wynika, że podobieństw (poza niewielkim metrażem) między dawnym i współczesnym budownictwem mieszkaniowym jest więcej, np. hutnicy nie mieli osobnej kuchni, pewnie był tam piec, jakieś półki, szafka czy kredens, stół i krzesła (?), czyli wypisz wymaluj aneks kuchenny z „kącikiem jadalnianym”.
Odpowiednikiem ich komory byłaby chyba dzisiejsza „garderoba”, w której szczęśliwcy, którzy ją mają, przechowują nie tylko ubrania, ale często również pralkę, suszarkę, odkurzacz, walizki i wszystko, co nie mieści się w kompaktowym „salonie” i pakownej szafie koniecznie „na wymiar”, która stoi w przedpokoju, czyli w sionce.
A gdzie była łazienka? Zapewne nigdzie, ale przypuszczam, że hutnikom i ich rodzinom ten brak nie doskwierał, bo o tego rodzaju „luksusach” nawet nie słyszeli. Może gdzieś w kącie ogródka zbudowano wychodek, a myto się pewnie w jakiejś misce, może oddzielanej od reszty izby zasłonką. Wodę do mycia i do gotowania prawdopodobnie przynoszono ze studni.
Dziecięciem będąc (w latach osiemdziesiątych) przebywałam w podobnych warunkach, kiedy rodzice wysyłali nas na tydzień czy dwa do rodziny na wieś. Zresztą w domu, który wtedy wynajmowaliśmy w Starachowicach, też szału nie było. Ubikacja znajdowała się pod drewnianymi schodami prowadzącymi na strych i nie było w niej oczywiście umywalki, natomiast wanna stała w kuchni, na wprost wejścia, pod oknem. Na lewo od wanny była taka kaflowa kuchnia, a między wanną i kuchnią zlew. W szafce pod zlewem tata umieszczał pułapkę na myszy i co jakiś czas opróżniał ją z jakiejś pechowej ofiary. Ciepła woda w kranie płynęła tylko wtedy, kiedy paliło się pod kuchnią, więc bynajmniej nie kąpaliśmy się codziennie. Przeprowadzka do bloku, po dziesięciu latach oczekiwania na przydział mieszkania ze spółdzielni, oznaczała dla nas zdecydowaną poprawę komfortu życia.
Ciekawa jestem, jak za dwieście lat opisano by budynek, w którym mieszkam obecnie?
[Blok] Budowany w latach 2010 – 2012, w popularnym wówczas stylu architektonicznym betonozy krakowskiej. Osiedle składało się z 7 podobnych bloków. Inwestycją kierowała chciwość deweloperów. Typowe mieszkanie składa się z czterech pomieszczeń: salonu z aneksem kuchennym, sypialni, przedpokoju i łazienki z WC oraz nielegalnie zabudowanego balkonu. Jego powierzchnia mieszkalna wynosi 42 m kw. Rozmieszczenie bloków bardzo blisko siebie i imponująca akustyka w ich wnętrzach sprzyjały zacieśnianiu więzi z sąsiadami, tzn. sprzyjałyby, gdyby te budynki wybudowano w jakimś innym kraju, a nie w Polsce i dla Polaków.
Blok ów stanowi relikt ówczesnego osiedla i prezentuje warunki socjalne dawnego krakowskiego proletariatu, który myślał, że jest klasą średnią. (Śmiech).
źródło: moja wyobraźnia