Chleb bezglutenowy z mieszanki Schar Mix B Bread

Wczoraj postanowiłam upiec chleb. Pierwszy raz w życiu. Przeczytałam na jakiejś facebookowej grupie, że z tej mąki zawsze wychodzi, liczyłam się jednak z tym, że akurat mnie się nie uda, bo do gotowania mam dwie lewe ręce. Na opakowaniu bardzo szczegółowo opisano cały proces, krok po kroku, tak jak lubię. Czy coś mogło pójść nie tak? No ba…

Skład mąki (informacja z opakowania): skrobia kukurydziana, mąka ryżowa, włókno roślinne (psylium, bambus), mąka ryżowa pełnoziarnista 3,8%, mąka z soczewicy 3,6%, dekstroza, substancja zagęszczająca: hydroksypropylometylceluloza, sól. Może zawierać soję. BEZ LAKTOZY, BEZ PSZENICY.


Przepis na chleb

(informacja z opakowania, moje uwagi kursywą):

Składniki:

  1. 500 g gotowej mieszanki Schar Mix B Bread (+trochę do posypania stolnicy/blatu)
  2. 450 ml letniej wody
  3. 40 g oleju (rzepakowego lub słonecznikowego) (użyłam rzepakowego)
  4. 10 g suszonych drożdży lub 21 g świeżych drożdży (użyłam świeżych)
  5. 8 g soli

Przygotowanie:

(pogrubiona czcionka to opis z opakowania)

W misce zmieszać sól, olej i wodę, potem dodać mieszankę na chleb (Schar Mix Bread) i na koniec drożdże. (Mieszałam to wszystko łyżką w miarę dodawania kolejnych składników; mąkę dosypywałam stopniowo).

Wymieszać przez 30 sekund mikserem z końcówkami do wyrabiania ciasta na minimalnej prędkości (numer 1 na moim mikserze), potem wyrabiać ciasto przez 5 minut na średniej prędkości (numer 3 na moim mikserze) do uzyskania jednorodnej konsystencji.

Przykryć ciasto wilgotną ściereczką i odstawić na 45 minut w ciepłe miejsce (24 st. C – 28 st. C). (Odstawiłam ciasto do szafki nad lodówką, w której to szafce jest trochę cieplej, w sumie na jakieś 55 minut, bo drożdże chyba nie zdążyły się wcześniej zagrzać i ciasto rosło powoli).

Kiedy ciasto odpocznie, wyłożyć je na podsypany mąką blat roboczy i uformować kulę. (Zdecydowałam się na podłużny, a nie okrągły chleb, jak widać na zdjęciach).

Ułożyć ciasto w formie do pieczenia wyłożonej papierem do pieczenia i ponownie odstawić na 30 minut. (Nie mam formy do pieczenia chleba, mam tylko keksówki, ale nie byłam pewna, czy nie są za małe i chleb z nich nie wypłynie, dlatego ułożyłam ciasto na blasze z piekarnika wyłożonej papierem. Na opakowaniu nie napisano, czy na tym etapie ciasto znowu powinno stać w cieple, czy nie, więc na wszelki wypadek wstawiłam je z powrotem do wspomnianej „ciepłej” szafki nad lodówką).

W międzyczasie nagrzać piekarnik (210 st. C z termoobiegiem/220 st. C z grzaniem góra/dół) i ustawić na dnie piekarnika małą pustą żaroodporną formę. (Wybrałam tę drugą opcję. Postawiłam na dnie szklane żaroodporne naczynie, a właściwie pokrywkę od niego i zamierzałam piec chleb na pierwszym poziomie od dołu, bo w instrukcji do piekarnika ten poziom zalecano do bułek).

Wyrośnięty chleb posmarować z wierzchu wodą, ponacinać dowolnie (maksymalnie na głębokość 5 mm). Wlać ok. 100 ml wody do podgrzanej żaroodpornej formy stojącej na dnie piekarnika i jednocześnie wstawić do piekarnika blachę z chlebem.

(UWAGA: tu nastąpiła mała katastrofa. Jak tylko wlałam wodę do naczynia żaroodpornego, ono natychmiast pękło, pewnie na skutek ogromnej różnicy temperatur. Może powinnam użyć jakiejś formy ceramicznej albo np. metalowej keksówki? Może z tym naczyniem było coś nie tak? Może powinnam nalać do niego wrzątku, a nie ciepłej wody z kranu? Nie mam pojęcia. W każdym razie blachę z już posmarowanym i ponacinanym chlebem włożyłam z powrotem do „ciepłej” szafki, wyłączyłam piekarnik, poczekałam parę minut, aż troszkę przestygnie i będzie się dało usunąć ze środka szkło. Następnie na najniższym poziomie umieściłam drugą blachę, wolałam do niej trochę wody i znowu zaczęłam nagrzewać piekarnik do 220 st. C. I dopiero, kiedy się nagrzał, na drugi poziom od dołu wsunęłam blachę z chlebem, więc w „ciepłej” szafce wyrastał nie 30 minut, ale bliżej godziny).

Czas pieczenia wynosi około 50 minut. Upieczony chleb wyjąć z piekarnika i odstawić na kratkę do ostygnięcia.


Degustacja: w środku jak weka, ale z grubszą, chrupiącą skórką

Nie czekałam, aż całkiem przestygnie, chciałam spróbować jak smakuje taki jeszcze ciepły. Spodziewałam się, że będę musiała go odkroić od papieru do pieczenia, ale wcale tak nie było, bardzo łatwo dało się go odkleić. W środku był mięciutki, jak weka. Skórka z wierzchu i po bokach była twardsza i chrupiąca, a pod spodem całkiem miękka. Przy krojeniu trochę odchodziła od środka, może dlatego, że chleb był jeszcze ciepły. Kilka kromek zostawiłam sobie na dzisiejsze śniadanie, żeby sprawdzić, jak smakuje następnego dnia. Owinęłam je ściereczką kuchenną i, ponieważ nie mam woreczka lnianego, włożyłam to jeszcze do nieużywanej już poszewki na jaśka, a następie do szuflady. Resztę pokroiłam na kanapki i zamroziłam.

Dzisiaj chleb był odrobinę bardziej „suchy”, ale wcale nie był twardy i wciąż smakował bardzo dobrze. Na pewno jeszcze go kiedyś upiekę.


Dodaj komentarz